21 lipca 2010

Buxtehude w "Exsultate Deo"!



tworzywszy wczoraj przebogaty w nowe pieśni śpiewnik "Exsultate Deo" z 1998 r. na losowej stronicy numer 94, ujrzałam taki oto kanon uwielbienia na bazie dzieła mistrza Buxtehudego zacnie uczyniony:
   


Proponuję więc posłuchanie "Cantate Domino" Mistrza z Lubeki - można śledzić skrócony zapis nutowy  lub po prostu oddać się słuchaniu tej    przepięknej barokowej kompozycji.


 

15 maja 2010

Fraszka - Na fugę





rzypomniał mi się dzisiaj pewien ciekawy (dla pasjonatów) przedmiot szkolny: FORMY MUZYCZNE. Kiedyś po lekcji z analizy fugi napisałam takie oto fraszydło, inspirowane autentyczną sytuacją:


Na fugę  

Zabrakło w pewnej fudze jednego pokazu
tematu, więc uczniom zrobienie wykazu
składowych tej fugi trudności sprawiło
i zamęt niemały w klasie uczyniło.

A mistrz, gdy ją tworzył, na uczniów nie baczył-
on w głowie harmonie niebiańskie obaczył
i jął pisać prędko konstrukcje złożone, 
przez niego samego... też nieodgadnione!

A.D. 2009 
     

11 maja 2010

Nie ma to jak organy!


dąc ostatnio ulicami mojego kochanego miasta po całkiem udanej organowej lekcji, snułam sobie (jak zwykle) rozważania. A w związku z tym, że udzielał mi się wiosenny nastrój (jak zazwyczaj), były one bardzo optymistyczne. Otóż tego dnia zdałam sobie sprawę z niesamowicie różnorodnych możliwości, jakimi dysponuję, grając na organach!
     
     Niejeden organista zapytany, czym właściwie jest jego instrument, zapewne odpowiedziałaby, że organy to instrument klawiszowy, w którym dźwięk powstaje przez drgający w piszczałce słup powietrza, całość zaś składa się z setek piszczałek ... i tak dalej. Bardzo fachowo i konkretnie. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że ów najdoskonalszy instrument stworzony przez człowieka, znany głównie z kościołów, nieraz kojarzący się z "buczącymi" w czasie liturgii organistami, ma swoje drugie oblicze. Jest wręcz zaczarowany- wystarczy skinienie muzycznej różdżki, a zmienia się w taki skład instrumentalny lub wokalno-instrumentalny, na jaki mamy w danej chwili ochotę! Pozwólcie, że zaproszę Was na mały koncercik- krótką podróż po krainie możliwości Królewskiego Instrumentu.
      
     Gdy zażyczę sobie trio- mam trio! Są barokowe skrzypce, jest flet prosty i ospale grająca wiola. Troje wykonawców muzykuje wspólnie, a każdy chce pokazać się z jak najlepszej strony, jakby byli solistami:
     
 
            
      Po chwili trzej zakręceni muzycy schodzą ze sceny, bowiem zbliża się słynny kontratenor! Zaraz zaśpiewa przepiękną arię pełną przeróżnych, niezwykle efektownych ornamentów, z towarzyszeniem niewielkiej barokowej orkiestry smyczkowej:
      
.
   
      Solista kończy swój występ. Wybrzmiewa echo ostatnich dźwięków... Oto przychodzi pora na inne doznania artystyczne: organy stają się rozbudowaną orkiestrą symfoniczną! Rozlegają się długie, niskie dźwięki kontrabasów i wiolonczel, budujące tajemniczy nastrój... Ponad to tło wybijają się instrumenty dęte, ciągnące swoją tajemniczą melodię. Po chwili towarzyszą im niespokojnie grające skrzypce i altówki, napięcie rośnie...
      

      
      Tak więc organy to instrument niesamowity, który brzmieniem swym może zastąpić mały zespół, solistę z akompaniamentem, całą orkiestrę, a nawet dzwoneczki lub dźwięk treli ptasiej kapeli... Jednak Król Instrumentów nie jest tylko zestawem piszczałek imitujących inne znane nam brzmienia. On sam stanowi coś jedynego w swoim rodzaju: czasami organy to... po prostu ORGANY :-) 
     
 
       
      Oczywiście, istnieje znacznie więcej możliwości, a twórcy i interpretatorzy od wieków odkrywają w organach ciągle nowe brzmienia i nowe drogi do poruszania serc i umysłów. Mnie samą ten instrument zachwyca każdego dnia od nowa i mam przeczucie, że jeszcze nie raz mnie zaskoczy...

29 kwietnia 2010

Śpiewajnista, czyli "Świadomość muzyczna" cz. II

       
ostatnią sobotę wpadłam do pewnego kościoła w mojej Arktyce na Festiwal Piosenki Religijnej. Cóż, wielkich wrażeń artystycznych się po nim raczej nie spodziewałam- moje przypuszczenia okazały się prawdziwe: festiwal zdominowały młode diwy, śpiewające po sto razy Arkę Noego; na gitarach akompaniowały im ich pękające z dumy, uzdolnione artystycznie mamy lub koleżanki-gitarnistki. "W sumie to piękne- każdy Boga chwali, jak potrafi"-pomyślałam sobie, obesrwując występy najmłodszych, po czym dodałam: "Całe szczęście, że nie podczas Mszy świętej!". Chociaż.... kto wie, co się tam wyczynia... Prowadząca, otwierając festiwal, powiedziała: "Piosenka religijna już od lat 70. stanowi NIEODŁĄCZNY element MSZY ŚWIĘTEJ.(...)" Tak, ciekawe, który to dokument kościelny (siehe punkt 15) tak o tej "nieodłączności" stanowi. Ale dzisiaj nie o tym...
      Otóż na festiwalu porozmawiałam sobie chwilę z takim jednym młodocianym gitarnistą, który chwalił się, że zaczyna doskonalić się w posłudze organisty w parafii pod wezwaniem św. X Y. Rozmawiało nam się na organistowskie tematy całkiem do rzeczy, więc pomyślałam sobie coś w stylu: "Ten jest chyba muzykiem porządnym!". Ale krótko trwał taki stan- moja koleżanka odbyła z nim bowiem rozmowę o zbliżonym przebiegu:
 
Gitarnista: Wiesz, a ja jestem już organistą w parafii X Y !
  
Koleżanka: Oo! I jak Ci idzie granie?
  
Gitarnista: No, na razie jeszcze nie gram, JA TYLKO ŚPIEWAM!
  
    Taak. Ja tylko śpiewam. Gitarnista nie był pierwszą znaną mi osobą, która nie poradziwszy sobie z zawiłościami grania, tylko śpiewa- wielu jest takich, którzy dumnie zowią siebie organist(k)ami, a w czasie Mszy św. nawet nie dotkną tzw. organ. Z czego to wynika? Oczywiście, z nieopanowania techniki gry na instrumentach klawiszowych. Sama kiedyś pomagałam pewnej znajomej rozpocząć organistowanie- robiłam, ile mogłam, aby opanowała przynajmniej najprostszy akompaniament trzy-czterogłosowy, ale i tak po paru tygodniach powiedziała mi, że tylko śpiewa. Ksiądz bowiem, dowiedziawszy się, że koleżanka zna się na muzyce, wyhaczył ją do prowadzenia śpiewów. Podobnie jest w wielu, wielu parafiach... a im mniejsza parafia, tym trudniej znaleźć porządniejszego muzyka. Często rządcy parafii wystarczy organista, który tylko śpiewa. Śmieszne i straszne, nieprawdaż? Weźmy chociażby ten artykuł z naszej przeszacownej skarbnicy wiedzy: już jego pierwsze zdanie informuje o podstawowej roli organisty. Nie wspomnę już o jego roli w Kościele katolickim:
     
Do pełnienia funkcji organisty kościelnego przygotowują diecezjalne szkoły organistowskie oraz wyższe szkoły muzyczne (przeważnie na kierunku organy lub muzyka kościelna). Organista odpowiada za ogół oprawy muzycznej liturgii. Głównym jego zadaniem podczas samej liturgii jest wykonywanie wstępów do pieśni lub innych śpiewów liturgicznych, oraz prowadzenie ich śpiewu poprzez grę na organach. W Polsce organista akompaniuje także odpowiedziom mszalnym.

     Gdzie tu choć jedno słowo o śpiewie? No, gdzie? Śpiewać ma lud, organista powinien to mu tylko ułatwiać poprzez odpowiednią GRĘ. Kto więc tylko śpiewa? Śpiewajnista! Termin ten jest przeuroczym neologizmem wynalezionym przez samych organistów. Sparafrazuję więc szanowną Wikipedię:

Do pełnienia funkcji  śpiewajnisty kościelnego przygotowują księża, emerytowani organiści lub wiejscy muzykanci oraz szkoły muzyczne (przeważnie na każdym kierunku oprócz fortepianu i organów, szczególnie uwzględniając akordeon i gitarę). Śpiewajnista odpowiada    za ogół oprawy muzycznej liturgii. Głównym jego zadaniem podczas samej liturgii jest wykonywanie pieśni, piosenek lub innych śpiewów nie zawsze liturgicznych (czyli wyręczanie ludzi w śpiewie) oraz prowadzenie ich za pomocą mikrofonu. W Polsce śpiewajnista wykonuje także psalmy oraz odpowiedzi mszalne.

 
  No cóż... wobec tego nie pozostaje mi nic innego jak prezentacja wielofunkcyjnego śpiewajnisty kościelnego:

    
      Dodam, że dyspozycja śpiewajnisty, oprócz standardowego zestawu głosów śpiewaczych (takich jak Głos pogrzebowy 16' czy Głos pobożny a wpływowy 4') zawiera akcesoria: 
-Koppel  Hard Werk- wzmacniacz na odpusty i pasterki
-Koppel  Positiv- wzmacniacz, gdy ludzi jest mało
-Zestaw mikrofonów: Mikrofon Estradowy Wielki, Mikrofon Bezprzewodowy Skrzydlaty, Święty Mikrofon Paraliturgiczny.
 

3 kwietnia 2010

Muzyka czasu Zmartwychwstania - "Erschienen ist der herrliche Tag" Buxtehudego i Bacha


      
roczystość Zmartwychwstania Pańskiego niesie w sobie przeogromne bogactwo treści religijnych. Owo najważniejsze święto chrześcijańskie, Niedziela, na której pamiątkę obchodzi się wszystkie inne niedziele, wymaga szczególnej, niecodziennej oprawy liturgicznej, a także innych elementów oddających i wzbogacających charakter i tradycję tego dnia pełnego nadziei... Od wieków nastrój Wielkanocy wspaniale oddaje przepiękna muzyka, wykonywana zwłaszcza w kościołach. W każdej epoce muzycy tworzyli i tworzą nadal utwory "ad maiorem Dei gloriam"... A najpiękniejszym stworzonym przez człowieka instrumentem, który swym brzmieniem "umysły wiernych porywa do Boga i spraw niebieskich" są organy piszczałkowe.

      Zapraszam do wysłuchania dwóch wielkanocnych utworów na organy. Są to przygrywki chorałowe D.Buxtehudego i J.S.Bacha oparte na tej samej dawnej pieśni: "Erschienen ist der herrliche Tag" (Wspaniały dzień nam nastał).  Może moje wykonanie tych utworów na organach pneumatycznych, pełne przypadkowych efektów, nie oddaje w pełni ich walorów, ale liczę na to, że pozwoli Wam zarówno wczuć się w radosny wielkanocny nastrój, jak i wychwycić podobieństwa i różnice pomiędzy sposobami opracowywania pieśni przez Mistrza z Lubeki oraz Króla Polifonii. Oba te chorały wydają się dość podobne do siebie, ze względu na tę samą tonację i zastosowaną technikę imitacji (u Bacha jest to kanon sopranu i basu), a także przez fakt, że Buxtehude nie zastosował tutaj mocno rozciągniętej i intensywnie ornamentowanej melodii c.f.. Odnoszę jednak wrażenie, że nieco inny jest sposób wyrażania radości przez obu kompozytorów: Buxtehude uczynił to bardziej bezpośrednio: chorał brzmi prawie tanecznie; u Bacha zaś chorał brzmi jakby bardziej majestatycznie: radość zostaje wyrażona poprzez figury retoryczne (powtarzające się nuty: dwie krótkie i długa- motyw radości) w lewej ręce.

Na nagraniu utwory zostały wykonane jeden po drugim, w kolejności: Buxtehude, Bach.  
(aktualizacja 2016: nagranie usunęłam w 2011 r. odkąd stwierdziłam, że jest do bani, jak wszystko, co gram - w końcu to praktyka jedynie teoretyczna)
   























    
Radosnych i pełnych nadzie
Świąt Wielkanocnych! :)

14 lutego 2010

Muzyka czasu radości: Wesoły Monteverdi ;)


tóregoś razu moja Pani od organów poleciła mi obejrzenie nagrań pewnego kontratenora. Miałoby to pomóc mi w "śpiewnym" graniu baroku. Przeglądając filmy, natknęłam się oprócz tego na ciekawe nagranie pokazujące, co dzisiejszy artysta  może zrobić z muzyką dawną... Może przedstawię to obrazowo:

  Wyobraźmy sobie karnawał. Ale nie taki, jak u nas - najlepiej wenecki. Wszak wymieniony w tytule kompozytor spędził tam sporą część życia ;)

  Tak więc trwa sobie ten wenecki karnawał: ludzie tańczą na ulicach, albo też robią cokolwiek innego, co nie jest smętnym siedzeniem w domu i depresyjnym, nudnym gapieniem się w okno (co jest plagą czasów dzisiejszych). Brukowaną ulicą maszeruje sobie w podskokach Claudio Monteverdi, podśpiewując pod nosem melodię Ohimè ch'io cado (widać, że wraca z imprezy):



I tak też można :) Być może ktoś oburzyłby się na taką aranżację utworu Mistrza, ale czyż muzyka nie jest mostem, który łączy przeszłość i teraźniejszość? Tutaj wspaniale widać, jak XVI-wieczne dzieło przemawia do serc XXI-wiecznych artystów... Poza tym, utwór Monteverdiego zapewne kiedyś służył takiej samej rozrywce, jakiej dzisiaj służy muzyka rozrywkowa ;)
 
Udanej końcówki karnawału ;D